Stróża, 18.09.2017 r.
Niedoścignionym odkrywcą wszelkiego myślenia rozumnego jest Arystoteles. Powszechnie znane „Analityki”[1] są niezniszczalnym fundamentem metodologii stosowanych w naukach ścisłych, których celem jest poznawanie, a także życie wśród poznawanej przez nas rzeczywistości materialnej.
O wiele trudniejsze jest jednak ustalenie metodologii myślenia rozumnego do stosowania przez nauki humanistyczne, których celem jest poznawanie rozumu ludzkiego, a następnie życie zgodnie z poznawaną wiedzą czy też poznawanie myślenia grup, całych narodów, a także kultur, a następnie życie zgodne z poznawaną wiedzą o społeczeństwach. Również tego dokonał Arystoteles.
Pierwsze, komplementarne, a zarazem otwarte systemy myślenia nastawionego na dochodzenie do prawd rządzących zachowaniami ludzkimi to sylogizmy dialektyczne Arystotelesa, które zawarł w takich dziełach jak „Topiki” „O dowodach sofistycznych”[2], „Retoryce”[3] „Metafizyce”[4] i wielu innych.
Paradoksalne jest to, że choć w/w dzieła Arystotelesa dotyczą świata ludzkiego, którego poznanie jest ważniejsze, niż poznanie świata materialnego, a zatem są dziełami znacznie ważniejszymi, niż „Analityki”, to są dziełami zapomnianymi. W/w dzieła zawierają wiedzę znacznie ważniejszą, niż poznanie, zrozumienie i życie wespół z przyrodą, a mianowicie poznanie, zrozumienie i życie w zgodzie ze sobą oraz z innymi ludźmi. Wiele przesłanek wskazuje na to, iż w interesie nielicznych, lecz wpływowych ludzi leży ukrywanie przed ogółem ludzkości najważniejszych dzieł filozoficznych, które wyjaśniają metodologię myślenia, a tym bardziej metody argumentacyjne oraz techniki perswazyjne.
W interesie w/w grup nielicznych, wpływowych ludzi leży również ukrywanie przed ogółem ludzkości wiedzy o pieniądzach realnych, zawierających samoistne wartości materialne, jakimi są odwiecznie diamenty, złoto, platyna: „Po tych uwagach należałoby powiedzieć do ilu i do jakich celów jest użyteczny niniejszy traktat [„Topiki” Arystotelesa- przypisek KM]. Otóż do trzech: do ćwiczenia umysłu, do kontaktu z ludźmi i do wiedzy filozoficznej. [To, – KM] Że jest użyteczny w ćwiczeniach umysłu, to wynika jasno z jego natury. Posiadając metodę [myślenia-KM] będziemy mogli łatwiej zaczepić rozpatrywany przedmiot [roztrząsnąć a następnie rozstrzygnąć każdy problem ludzki, indywidualny lub społeczny- KM]. [To, – KM] Że może być użyteczny w kontaktach z ludźmi, to wynika z faktu, że gdy zbierzemy poglądy wielu ludzi, to nie z pozycji obcych, lecz z pozycji własnych poglądów będziemy się wypowiadać przeciwko innym, zmieniając w ich poglądach to, co nam się wyda nietrafnie wypowiedziane. Traktat nasz jest wreszcie pożyteczny dla wiedzy filozoficznej dlatego, że gdy nam się uda wywołać trudności wokół badanego przedmiotu w jednym i drugim kierunku [czyli ustalić wszelkie istotne argumenty (racje) i kontra-argumenty (przeciw- racje) wobec danego twierdzenia-KM], to tym łatwiej będziemy mogli odkryć prawdę i fałsz w poruszonych kwestiach.
A ponadto inna jeszcze korzyść wynika z poznania pierwszych zasad każdej nauki [poznania dialektyki jako metodologii badawczej – KM]. Bo opierając się na zasadach właściwych każdej nauce nie można o nich niczego powiedzieć, ponieważ są to pierwsze zasady wszystkiego i dlatego trzeba badać w każdym poszczególnym przypadku, opierając się na sądach powszechnie przyjętych, a zadanie to należy właściwie, czy w każdym razie, do dialektyki; dialektyka bowiem z natury swej zdolna [jest – KM] do poszukiwań [prawdy- przypisek – KM], zna drogę do zasad wszystkich nauk.”[5]
Paradoksalności dialektyki Arystotelesa są niezliczone. Z jednej strony trudno znaleźć drugą taką twórczość naukową, jak sylogizmy dialektyczne Arystotelesa, która przez tysiąclecia podlegałaby tak skrajnej ocenie, a jednocześnie byłaby tak cynicznie wykorzystywana przez demagogów do swoich nikczemnych celów. Mam na myśli zarówno wodzów dążących do niechlubnych zwycięstw, polityków marzących o tyranii, teologów marzących o panowaniu jednej, jedynie słusznej religii, prawników szukających szybkiej sławy wśród klientów i kolegów na salach sądowych czy wreszcie przedsiębiorców marzących o wygranych wojnach z konkurencją i z pracownikami.
Nie chcę, aby nie czynić im nienależnego im zaszczytu, wymieniać niezliczonej rzeszy świętych największych współczesnych religii monoteistycznych, cynicznie przekłamujących nauki Arystotelesa, prozelitujących wiedzę filozoficzną Arystotelesa będącą dobrem powszechnym na utylitarne potrzeby dogmatów religijnych, nadających w ten sposób fanatyzmowi religijnemu pozory uczoności, nowożytnych ideologów współczesnych, krwiożerczych systemów politycznych, poprawiających dialektykę Arystotelesowską na użytek walk klasowych, czy nawet współczesnych filozofów polityki czy prawa, budujących swoją sławę na ustawicznym fałszowaniu zarówno idei jak i zasad Mistrza dialektyki, jakim jest Arystoteles.
Z drugiej strony nie sposób wskazać innej twórczości, która byłaby tak pieczołowicie skrywana przed ogółem, zarówno izolowana od oświaty powszechnej, jak i na studiach humanistycznych, wreszcie przed adeptami nauk stosowanych czyli studentami polityki, prawa czy ekonomii, niż sylogizmy dialektyczne Arystotelesa z obawy o wzrost świadomości społecznej.
Dialektyka, będąc metodologią dochodzenia do prawdy jest sztuką niesamowicie tępioną przez demagogów przede wszystkim za pośrednictwem, przy pomocy różnej maści pożytecznych idiotów, ofiary poniżające się, na swoje nieszczęście, zupełnie za darmo i nieświadomie na rzecz sprawców swoich nieszczęść.
Postępowania poprzednich pokoleń, które były wychowywane na dziełach Arystotelesa dawały nam niezbite dowody mądrości, a zarazem wskazówki dla nas, iż nabywając umiejętności myślenia rozumnego, następnie dyskutowania, w końcu – rozumnego działania możemy stać się mądrzejsi, silniejsi a nawet szczęśliwsi. Ostatnie pokolenia, które wyrugowały dorobek dialektyczny Arystotelesa, zarówno z oświaty jak i z humanistycznego wykształcenia uniwersyteckiego, dorobek dialektyczny Arystotelesa, zastępując dialektyczne rozumowanie i dyskutowanie perswazją relatywistyczną, nagonką marksistowską lub fanatyzmem religijnym stają się coraz głupsze, słabsze a w konsekwencji powyższego – nieszczęśliwe, przyjmując agresję czyli najnikczemniejsze emocje jako podstawę myślenia ludzkiego w miejsce dialektyki, a niszczenie w miejsce tworzenia.
Paradoksalne jest to, że choć najczęściej ludzie mają świadomość zgoła odmienną na ten temat, a wielu w ogóle nie ma żadnego o tym pojęcia, to kultura ma co najmniej dwa oblicza. Z jednej strony, kultura jest przede wszystkim sumą indywidualnych duchowych, etycznych i obyczajowych wartości każdego człowieka, z drugiej zaś strony kultura jest co prawda, sumą wartości osób indywidualnych, jednak przekazywanych, podtrzymywanych i rozwijanych wśród innych ludzi, czyli w społeczeństwie.
Owe zbiory różnorakich wartości ludzie wyrażają codziennie, powszechnie i wszędzie czyli w rodzinie, a więc wśród swoich małżonków, krewnych, powinowatych, w życiu zawodowym czyli wśród pracowników, współpracowników, oraz wobec przedsiębiorców bądź to jako szefów czy też jako kooperantów (kontrahentów) czy konkurentów, a także podczas wypoczynku czyli wśród innych kuracjuszy, także podczas ceremonii religijnych wśród wyznawców innych religii w miejscach ich kultu, lub wobec wyznawców wszelkich religii razem wziętych, wśród wyznawców innych ideologii w trakcie ich zgromadzeń lub wobec wyznawców różnych ideologii razem wziętych.
Niezwykłe są przejawy wyrażania wyznawanych wartości w stanach ciągłego zagrożenia życia i zdrowia tj. podczas wojen domowych, religijnych, zewnętrznych, wśród towarzyszy broni po tej samej linii frontu lub wobec wrogów na wojnie, czy wobec wszelkich agresorów wszelkich wojen branych w całości a przede wszystkim, w stosunku do głupszych, najczęściej tak ocenianych tylko naszym subiektywnym zdaniem, biedniejszych, naszym obiektywnym zdaniem, czy w stosunku do kogokolwiek słabszego od nas, czy to naszym obiektywnym, czy choćby subiektywnym zdaniem.
By nie uległo rozproszeniu, każde dobro wymaga troski o jego gromadzenie, pomnażanie, a przynajmniej o jego przetrwanie. To, co czyni nas ludźmi, to umiejętność rozumnego rozwoju. Nie znam innej, równie ważnego kryterium oddzielającego nas od otaczającej nas, niezwykle bogatej flory i fauny, niż umiejętność refleksji, a zwłaszcza autorefleksji, indywidualnej czy to zbiorowej.
Aby uniknąć stanu bezładnego pomieszania, powinniśmy przykładać jak najwięcej troski do nauk humanistycznych. Spośród nich największej troski wymaga nauka dialektycznego dochodzenia do prawd ludzkich czyli do prawd o nas samych.
Dlaczego dialektyka?
Dlatego dialektyka powinna być ideową wartością Fundacji, bo w przeciwieństwie do analityki, podającej metody badań przyrody, dialektyka jest nauką rozstrzygania sprzeczności tkwiących w ludziach i między ludźmi. Dialektyka zachęca do dyskusji, jednocześnie kreuje dyskusje nad istotnymi problemami społecznymi a także dąży ustawicznie do ich rozwiązywania. Zgodnie z ich istotą, problemy społeczne dzielone są na odwieczne jak i na nowe; stare wymagają ustawicznego przypominania metod stosowanych do ich rozstrzygania przez ludzi antycznych, nowe zaś wymagają odkrywania nowych argumentów i nowych kontrargumentów dla dokonywania rozstrzygnięć nowych, odkrywczych. Dialektyka wytwarza tolerancję i poszerza wolności, indywidualne a także wolności grup i całych społeczeństw.
Dialektyka poprzez dyskusje wpływa na dyskutantów, prowadząc do wymiany poglądów oraz do ujawniania i akceptacji przez ogół społeczeństwa istotnych wartości etycznych. Dialektyka umożliwia eliminowanie powszechnie szkodliwych treści etycznych z obiegu społecznego, przyczyniając się do utrwalania w społeczeństwach prawdy, wolności, sprawiedliwości, braterstwa i innych sprawdzonych zasad moralnych. Dialektyka poszerza światopoglądy dyskutantów i utrwala w nich dobre nawyki myślenia rozumnego, dyskutowania na argumenty, wreszcie – wspólnego podejmowania mądrych decyzji indywidualnych i społecznych. Współcześnie, w społeczeństwach dążących do egalitaryzmu, dialektyka kreuje świadomych obywateli, którzy potrafią troszczyć się o ustrój demokratyczny swoich społeczeństw w wymiarze narodowym oraz ponadnarodowym, niwelują przepaści między klasami, grupami i warstwami społecznymi, stawiają granice wyzyskowi siebie a także najbiedniejszych przez właścicieli koncernów globalnych, którym służą politycy wielu państw świata.
Obserwacja świata prowadzi do wniosku, iż podstawową debatą publiczną, jaka toczy się od czasów zamierzchłych po współczesność, nie wygaśnie także w przyszłości, to debata między demagogami a dialektykami. Dialektycy, zgodnie z „Etyką Nikomachejską” oraz „Etyką Eudejmejską” Arystotelesa dążą do ujawniania prawd dialektycznych, natomiast demagodzy dążą jedynie o osiągnięcia własnych, z reguły materialnych korzyści z uprawiania demagogii, czyli pozornej dialektyki. Wspólne dla obu grup jest to, że każda z tych grup stara się przeciągnąć na swoją stronę jak największą grupę obserwatorów debaty, szeroko rozumiane audytorium ludzkości. Wszystko inne ich różni, przede wszystkim pojęcie indywidualnych interesów obserwatorów, a szerzej – pojęcie dobra powszechnego.
My stajemy po stronie dialektyków, którzy pragną wyzwolenia ludzi spod wpływu demagogów. Pierwszym, najważniejszym celem naszej Fundacji będzie przywracanie wśród sympatyków Fundacji umiejętności myślenia rozumnego czyli dialektycznego o problemach ludzkich, następnie dyskutowania, w końcu – rozumnego działania. Ponieważ jest to cel karkołomny, dlatego podejmiemy takie tytaniczne wysiłki najpierw wśród stałych sympatyków Fundacji. O ile nie doznamy druzgocących porażek, spróbujemy rozwijać te unikalne umiejętności wśród kolejnych grup sympatyków, a w końcu, z uporem godnym tej sprawy, spróbujemy wprowadzać dialektykę w sprawach dotyczących wszelkich przejawów aktywności społecznej do szerszej debaty publicznej. Jest to plan na najbliższe tysiąclecie, a potem zobaczymy. Wprowadźmy rozumne myślenie w III tysiąclecie, bo bez niego wkrótce nie tylko obserwatorzy, ale nawet my nie będziemy umieli, bez kalkulatorów, policzyć nawet do 100.
Cóż bowiem może być bardziej cennego, niż umiejętność właściwego posługiwania się swoim rozumem? Co więcej, umiejętność wdrażania innych w bezpiecznym, sprawnym, a nawet przyjemnym posługiwaniu się tym jedynym organem, któremu nie można ani bezpośrednio ani przymnożyć komórek, ani go bezpośrednio i na stałe, a bez efektów ubocznych, wzmocnić inaczej, jak tylko przez umiejętne, stałe, a zarazem coraz bardziej wymagające ćwiczenia.
Przed wojną, tą II światową, nasz kraj przodował w zakresie rozwoju logiczno- matematycznych dyscyplin naukowych. Działo się tak, ponieważ logika i retoryka były w powszechnym nauczaniu zarówno w gimnazjach jak i w liceach. Gdyby nie wojna i późniejsze, zmarnowane lata przez okupujących nas krwiożerczych sąsiadów, z pewnością Dolina Krzemowa powstałaby w Balicach pod Krakowem, a nie w pobliżu Los Angeles. Możemy i powinniśmy codziennie odwoływać się do naszej, chlubnej tradycji logicznej – do dorobku Łukasiewicza, Leśniewskiego, Ajdukiewicza i Tarskiego (najwybitniejszego logika wszechczasów, nazywanego Królem Logiki), a zadaniem Fundacji będzie także rozwijanie tej tradycji we współczesności.
Współcześnie to właśnie Polacy, jak niewiele innych narodów, mogą się szczycić wieloma filozofami o rodowodzie Arystotelesowskim ze słynnej, lwowsko – warszawskiej szkoły filozoficznej, tak potężnymi umysłami jak Kazimierz Twardowski, którego zajmowała istota aktów sądzenia oraz ich związek z innymi zjawiskami umysłu, tak dobrze rozróżniane przez Arystotelesa jako przesłanki i dowody (sylogizmy) dialektyczne od dowodów i sylogizmów erystycznych czyli sofistycznych (pozornych) a od tych naukowe paralogizmy (błędy nauk dogmatycznych).
Jego uczeń, Stanisław Leśniewski był reinterpretatorem Arystotelesowskich zdań egzystencjalnych, a jego przyjaciel -logik prawa Leon Petrażycki, stał się twórca najbardziej komplementarnej, opartej na dialektykach arystotelesowskich metodologii prawniczej oraz indywidualistycznej, tzw. psychologicznej szkoły prawa („Wstęp do nauki prawa i moralności”). Inny uczeń Kazimierza Twardowskiego, Alfred Tarski był wybitnym reinterpretatorem Arystotelesowskiej definicji prawdy, J. Łukasiewicz w dziele „O zasadzie sprzeczności u Arystotelesa”, zajmował się istotą dialektyki jako metody opartej na paradoksach i endoksach, natomiast Kazimierz Ajdukiewicz był twórcą definicji znaczenia, który dopracował reguły odrzucania niepoprawnych trybów tradycyjnej logiki Arystotelesowskiej.
Wreszcie tworzący w czasach znacznego upadku rozumu, a zwłaszcza pogardy dla rozumnego działania czyli w PRL – Tadeusz Kotarbiński, autor podręcznika prakseologii („Traktatu o dobrej robocie”) czy Władysław Tatarkiewicz, który przyjmował intuicyjnie wartości etyczne tak, jak Arystoteles przyjmował zdania pierwsze, czyli aksjomaty w systemie dedukcyjnym opisanym w „Analitykach” czy w systemie dialektycznym opisanym w „Dialektykach”; przez co sfera ocen, sądów o wartości, była dla Tatarkiewicza całkowicie metodologicznie autonomiczna względem ontologii przedmiotu; dokonując analizy szczęścia odwoływał się wielokrotnie do „Etyki Eudemejskiej” Arystotelesa; wypowiadał się przy tym w duchu antynaturalizmu, w tym w duchu antynaturalizmu metafizycznego, czyli dokładnie w duchu myśli Arystotelesa.
Polskie środowisko filozoficzne od wielu lat prosi, nawołuje i apeluje, aby władze oświatowe wprowadziły z powrotem do szkół propedeutykę filozofii, której istotnym składnikiem byłaby logika. Na poparcie swego stanowiska środowisko to przytacza różnorodne argumenty merytoryczne i powołuje się m.in. na takie autorytety jak Arystoteles. Apologeci logiki w oświacie uważają, że program nauczania w szkole średniej bez tego przedmiotu jest zły, ponieważ pozbawia młodych ludzi niezbędnych ważnych funkcji kształcenia.
Choć władze oświatowe od lat zapowiadają wprawdzie wprowadzenie propedeutyki do programu szkolnego, jednak obietnic swoich nie zamierzają zrealizować. W przeciwieństwie do naszych przodków sprzed 1939 r., wychowywanych w duchu Arystotelesowskim, którzy byli w stanie pokonać zaborców, obecne pokolenia Polaków poddały się władzy demagogów. I nie ulega wątpliwości, że władze oświatowe są również na usługach demagogów, w interesie których leży ciemnota ludu. By to zrozumieć wystarczy spojrzeć na logikę nie z punktu widzenia interesów uczniów, lecz z punktu widzenia interesów władz państwowych decydujących o programach nauczania, ponieważ nie to jest ważne, po czyjej stronie stoją argumenty, lecz to, po czyjej stronie stoi paragraf i stuła.
Otóż jest chyba oczywiste, że gdyby ludzie posiadali jakąkolwiek kulturę logiczną, a więc gdyby zdawali sobie sprawę, że wszystko, co pretenduje do prawdy powinno być w jakiś sposób uzasadnione, wtedy duża liczba demagogów czyli osób „żyjących z budzenia nieziszczalnych nadziei i szafujących próżnymi obietnicami“[6] byłaby zmuszona porzucić życie próżniacze i imać się jakiegoś pożytecznego zajęcia.
Gdyby oświata ćwiczyła ustawicznie intelekt a nie pamięć uczniów, co właściwie powszechnie czyni w polskich szkołach i uniwersytetach, a więc gdyby jej absolwenci zostali nauczeni myślenia trzeźwego, patrzenia krytycznie na to, co ich otacza i domagania się licznych i rzeczowych uzasadnień tego, co słyszą z ust różnej maści demagogów od księży, polityków i prawników nauczycieli począwszy, a na handlowcach kończąc, wtedy w całym kraju zapanowałby ogólny chaos i nieopisana anarchia w rozumieniu w/w beneficjentów obecnego ustroju opartego na nienawiści do myślenia dialektycznego.
Gdyby dzieciarnia w szkołach i żakieria w akademiach i na uniwersytetach przyswajały sobie od zdolnych do logicznego myślenia nauczycieli podstawowe zasady logicznego myślenia, łatwo mogliby dojść do przekonania, że sensownie mówić można jedynie o zjawiskach zachodzących w świecie materialnym i tylko na temat tego, czego istnienie zostało stwierdzone. Gdyby z dzisiejszych pariasów umysłowych uczynić ludzi trzeźwo i jasno myślących, wtedy mogliby zrozumieć, że subiektywne przekonanie człowieka nie jest żadnym dowodem jego prawdziwości i wreszcie, że czyjaś wiara — choćby była szczera i mocna (niezwykle intencjonalna, wręcz projektująca)— nie była, nie jest i nigdy nie będzie żadnym dowodem istnienia przedmiotu tej wiary (desygnatu tego pojęcia, jakim jest wiara).
Każdy uczciwy człowiek musi teraz przyznać, że jeśli tylko spojrzymy na logikę z punktu widzenia beneficjentów panującego w Polsce klerykalno- komunistycznego ustroju religijno-społeczno- gospodarczego, to jest to przedmiot wyjątkowo szkodliwy dla interesów pasożytniczych grup społecznych, które dzięki ustawicznej demagogii rządzą tłumami, wyzyskując ich niemiłosiernie dzięki ustawicznemu otumanianiu.
Wielu propagatorów przywrócenia logiki jako przedmiotu nauczania utrzymuje, że jej brak jest istotnym zubożeniem podstawowych funkcji kształcenia. Ależ oczywiste, przecież demagogom właśnie chodzi o trwałe zubożenie wychowywania i kształcenia kolejnych pokoleń dzieci i młodzieży. Przecież demagodzy przy pomocy szkoły, ambony, mediów będą dalej działać zgodnie z własnymi interesami, właśnie w ten sposób, usypiając krytycyzm, trwale osłabiając z pokolenia na pokolenie sprawność intelektualną dzieci i młodzieży, utrwalając za to przez lata i pokolenia rezultaty ogłupiania Narodu.
Karol Irzykowski pisał w swoim czasie, że ludzie nie myślą przy pomocy mózgu, lecz przy pomocy gwoździ, które wcześniej zostały im do mózgu wbite. Demagodzy są mądrzy, ponieważ zakazując kształcenia logiki ciągle wbijają dzieciom i młodzieży nowe gwoździe do mózgu, obok innych, które wiele lat temu inni z takim mozołem już wbili. Kiedy człowiek jest już dojrzały to usuwanie takich gwoździ jest czymś niezwykle trudnym, nieraz beznadziejnym. Już autorzy Koranu zauważyli, że „cokolwiek wpadnie do kopalni soli, w sól się obraca“.
„Ksiądz wini pana a pan księdza
a nam prostym zewsząd nędza.”[7]
Każdy demagog wie, że manipulowanie osobnikiem infantylnie naiwnym jest o wiele łatwiejsze niż wpływanie na człowieka krytycznie nastawionego do świata. Stąd logika z punktu widzenia demagogów decydujących o programach nauczania jest przedmiotem szkodliwym i wyjątkowo niepożądanym, a prośby i apele apologetów logiki są i będą głosami wołających na puszczy. Od napaści Hitlera ze Stalinem trwa kolejna noc zaborcza, podtrzymywana silnie przez rodzimych sprzedawczyków.
Demagodzy rozpanoszyli się w szkołach, gminach, parafiach, nie mówiąc o episkopacie i parlamencie, miejsce oficerów kulturalno- oświatowych i politycznych zajęli majorowie ze stułą i tałatajstwo polityczne. Demagogowie religijni wciąż podtrzymują swoje racje istnienia, nawet w XXI wieku, wychodząc z założenia, że człowiekowi do niczego nie jest potrzebna kultura logiczna ani krytyczna postawa wobec Świata, lecz człowiekowi przede wszystkim potrzebna jest wiara; wiara w to, co do wierzenia podaje mu zwierzchność kościelna, państwowa, szkolna, samorządowa, zawodowa, firmowa itp.
Również i nadzieja, że w przyszłości — jeśli nie ziemskiej, to pozagrobowej — czeka go lepsze życie i zadośćuczynienie za wszystkie krzywdy, jakie spotykają go w życiu doczesnym. Taka nadzieja — cóż z tego że nieziszczalna — poprawia samopoczucie i pozwala uciec, choćby tylko na płaszczyźnie języka, od ponurej rzeczywistości i żyć w świecie iluzji.
Wreszcie miłość. Nie tylko w stosunku do bliźnich, lecz także w stosunku do nieprzyjaciół. Jest zatem rzeczą ze wszech miar słuszną, że w polskich szkołach zamiast logiki uczy się dzieci religii, bowiem tylko religia kształtować może takiego człowieka, który w swoim dorosłym życiu kierować się będzie wiarą, nadzieją i miłością. A kiedy zabraknie ludziom wiary, nadziei i miłości to demagodzy zażądają bezwzględnego posłuszeństwa, zarówno w swoich szeregach, wśród dzieci i młodzieży, od sprzedajnych polityków a przede wszystkim od owieczek i baranów.
Z kolei demagogowie polityczni i prawni przedkładają tłumom bezpieczeństwo prawne nad bogactwo osiągane jedynie poprzez rozwój ustroju gospodarczego i interes publiczny ponad sprawiedliwość osiągane tylko i jedynie poprzez rozwój ustroju politycznego i prawnego. Paleta szalbierstw demagogów partyjnych jest mniej wyrafinowana niż demagogów religijnych, lecz znacznie bardziej rozbudowana; zamiast miraży niebiańskich rozściełają miraże ziemskie. Z jednej strony wszczynają, prowadzą i rozniecają dla ludu wciąż nowe święte wojny o prawa tylko i wyłącznie dla tegoż dla ludu, pijąc po kryjomu wspólnie wódkę ponad wszelkimi okrągłymi stołami i naigrywając się z gawiedzi. Mimo wzajemnego obrzucania się paszkwilami i robienia burd parlamentarnych i ulicznych, wciąż oczekują od prostaczków ślepej wiary kolejnym partiom, partyjkom, koalicjom. Każą nieustannie czekać na zmiany wraz z nowymi wyborami, zachęcają prostych do brania władzy w swoje ręce, manipulując prostaczków i wciągając ich do chocholego tańca aż do poczucia obłędu.
Razem, demagogowie religijni, demagogowie polityczni, demagogowie biznesowi, wciąż żyją- zależnie od przyjętego słownictwa – z tych samych owiec i baranów zwanych dla odmiany – obywatelami, podatnikami czy konsumentami.
Kiedy zamierzamy kogoś przekonać do swoich racji, myślimy zazwyczaj głównie o tym, co powiedzieć, zajmuje nas przede wszystkim treść wypowiedzi. Ale nie tylko ona jest ważna dla adresata. Przy przekonywaniu kogoś bardzo ważne jest nie tylko kto, co, ale także jak się mówi. Używany bowiem przez nas język może ułatwić albo utrudnić dyskusję. Najczęściej nawet nie zdajemy sobie sprawy, w jaki sposób jesteśmy uzależnieni od języka. Z tego powodu ze wszystkich stron podnoszą się żądania, by w dyskusjach szczególną uwagę położyć na sprawy języka. I to nie są wymagania, które pojawiły się w naszych czasach.
Jakie bywają zgubne konsekwencje niewłaściwego używania języka, wiadomo od bardzo dawna. Już Konfucjusz (551 -479 p.n.e.) podobno tak zwykł mawiać:
„Jeżeli język nie jest poprawny,
To mowa nie znaczy tego, co ma znaczyć,
Jeżeli mowa nie znaczy tego, co ma znaczyć
to nie będzie zrobione to, co ma być zrobione,
a wtedy moralność i wszystkie sztuki ulegną zepsuciu
i sprawiedliwość zejdzie na manowce
i wszyscy popadną w stan bezładnego pomieszania.”[8]
Franciszek Bacon, który sławę filozofa zawdzięcza rzetelnej analizie i próbie podważenia sylogizmów analitycznych, jak i dialektycznych Arystotelesa (stąd nazwa jego Novum Organum wobec „Organum” Arystotelesa) zwracał niejednokrotnie uwagę, że: „Nie tylko rozum rządzi słowami, lecz zdarza się sytuacja odwrotna: słowa oddziaływają na rozum. Toteż zły i niezręczny dobór wyrazów w dziwny sposób krępuje rozum. I ani definicje, ani objaśnienia, którymi uczeni w niektórych sprawach zwykle zabezpieczają się i bronią, żadną miarą nie poprawiają stanu rzeczy. Słowa całkowicie zadają gwałt rozumowi, wszystko mącą i przywodzą ludzi do niezliczonych jałowych kontrowersji i wymysłów”.[9]
„Docendo discimus”[10] (nauczając, uczmy się sami), a zatem ustawiczne kształcenie, samokształcenie, wzajemne dokształcanie się każdego z nas. Powróćmy do antycznych mistrzów dialogu, do antycznych prekursorów dialektyki czyli antycznej, greckiej sztuki prowadzenia i rozstrzygania wszelkich sporów ludzkich, a jeżeli tak, to zacznijmy od Arystotelesa i jego „Topików”[11].
Antyczne nauki logicznego myślenia, dyskutowania i rozstrzygania sporów powinniśmy uprawiać w praktyce, ucząc się wzajemnie na naszych spotkaniach – myślenia, dyskutowania, wreszcie podejmowania trafnych decyzji co do interesów naszej Fundacji, co do interesów poszczególnych sympatyków naszej Fundacji.
Na spotkaniach powinniśmy podejmować rzeczowe dyskusje na temat istotnych problemów ludzkich, konkretnych, indywidualnych czy to zbiorowych. Każdy z mówców winien podejmować wysiłki w dyskusji, aby ustalać każdorazowo rzeczywiste wartości, które godzi się poddawać ważeniu w sporze z wartościami preferowanymi przez innego mówcę, używając wszelkich istotnych argumentów za jak i przeciw określonym wartościom, uzasadniając przyjętą hierarchię wartości we wspólnych zbiorach tychże wartości.
Wielokrotnie ludzie poszukujący odpowiedzi indywidualnych na pytanie o swój światopogląd religijny, etyczny, polityczny oraz własne miejsce duchowe wśród innych ludzi uwikłani są w dwa, wzajemnie zwalczające się choć bliźniaczo podobne do siebie konstrukcje myślowe. Generalnie są to monizm (wszelkiej maści – religijny, obyczajowy, polityczny, gospodarczy), biorący swoje tradycje w Europie od Platona oraz relatywizm – nihilizm (różnej maści -religijny, obyczajowy, polityczny, gospodarczy), który europejczycy zawdzięczają co najmniej zepsutemu XVII wiecznemu klerowi i arystokracji francuskiej.
Większość współczesnych ludzi żyje nadal w kulturach tradycyjnych, gdzie poddawani są ze strony demagogów różnej maści monizmom. Znaczna mniejszość współczesnych ludzi żyje w kulturach relatywistycznych, gdzie powszechnie panuje ateizm a zarazem okultyzm, zepsucie obyczajów a zarazem groteskowy purytanizm, anarchia polityczna połączona z terrorem policyjnym, państwowo -mafijne organizacje przestępcze, przemoc i strach.
Isaiah Berlin[12], wybitny filozof brytyjski, rosyjski chazar, odkrył najpierw u Arystotelesa, potem u wielu innych myślicieli europejskich myśli, które sprowadzają się do pojęcia pluralizmu etycznego. Wychodząc od przyrodzonych, niezbywalnych wartości etycznych jednostki ludzkiej stwierdził, iż niemożliwe jest katalogowanie i ścisłe hierarchizowanie wartości przez człowieka ani narzucanie katalogu zhierarchizowanych wartości drugiemu człowiekowi bez krzywdy dla niego.
Jednocześnie stwierdził, że człowiek nieustannie znajduje się w stanie wewnętrznej walki duchowej o hierarchizację własnych wartości etycznych. Walki wewnętrzne musi codziennie rozstrzygać, najczęściej bezkrwawo, choć nieraz staje przed dramatycznymi rozstrzygnięciami – wówczas wywraca albo gruntownie zmienia swoją hierarchię wartości, nieważne czy narzuconą, czy wypracowaną swobodnie przez niego; podobnie dzieje się z wartościami między ludźmi, między grupami ludzi, narodami. itp. Zrozumiał, że religie, będące podstawami ontologicznymi kultur nie są kompatybilne, są odrębnymi światami duchowymi, w których żyd nie zrozumie goja, a chrześcijanin będzie twierdził, że żydzi odrzucili, a następnie zamordowali Mesjasza wszystkich ludzi itp.
Ponieważ pluralizm etyczny nakłania do przyjęcia jako faktu – istnienie odrębności między ludźmi, nawołując do współżycia, podtrzymywania kruchych kompromisów, mimo tych nie dających się niczym zmienić odrębności, dlatego pluralizm etyczny I. Berlina jest niezwykle ważnym odkryciem istotnych prawd o człowieku, prawd o jego sumieniu. Cieszmy się, że przed nami żyli tacy wielcy odkrywcy jak Berlin.
Motywy powołania Fundacji Arystoteles budziły się u mnie od dawna, lecz do urzeczywistnienia idei Fundacji dorastałem stopniowo.
Pierwociny samopomocy, bo w tym w istocie jest każda Fundacja, upatruję w samopomocy sąsiedzkiej; jeszcze jako uczeń szkoły podstawowej, zafascynowany programem pomocowym w „Teleranku” pod nazwą „Niewidzialna ręka to także Ty”, zorganizowałem grupę rówieśniczą, wpadaliśmy do sąsiadek, których mężowie byli chorzy, w tym do rodzin pijaków i rąbaliśmy drewno na opał albo sprzątaliśmy podwórze. Wiem, że to było nieprofesjonalne, ale jakże urocze, właściwie to my więcej zyskaliśmy, bo sąsiadki rozpoznały „Niewidzialne ręce‘” i nazajutrz upiekły nam wspaniałe ciasta/ placki. To chyba tyle…
Miałem także inne porywy, ale bardziej wyrachowane; przejąłem funkcję starosty na studiach doktoranckich, doprowadzając do niezmiernie korzystnego dla naszego roku rozłożenia sesji na 3 miesiące, i tak zostało na następne lata, i na następne roczniki. Trochę wcześniej, na studiach magisterskich prowadziłem przez 3 lata niewielką organizację młodzieżową. Podejmując prezesurę zdobywałem dotacje z różnych instytucji państwowych, kościelnych, krajowych i zagranicznych na wakacje dla mnie, mojej dziewczyny no i jeszcze z 10 ludzi. Dziewczyna uległa chorobie podczas tych wakacji, a następnie wyszła za mąż za niemieckiego sanitariusza, ja natomiast uniknąłem małżeństwa ze studentką, która pojawiła się na uczelni tylko dla zamążpójścia…
A na poważnie, to każdy z nas, połączony wartościami zawartymi w niniejszej „Deklaracji Programowej” doskonale wie, że samemu to można tylko … upiec ciasto. Może łatwiej mi pójdzie o moich preferencjach w sztuce latania po niebieskich obłokach?
Niezwłocznie po szeregu prowokacyjnych postępowań dyscyplinarnych mojego samorządu korporacyjnego wobec mnie, postanowiłem zbadać gruntownie, tak po ludzku, kto ma rację w tym sporze. Ciekawość świata zaprowadziła mnie na prawnicze studia doktoranckie. Rozpocząłem intuicyjnie poszukiwania dialektyki czyli sztuki wszczynania, prowadzenia i rozwiązywania sporów ludzkich, którą odkryłem w „Topikach” Arystotelesa. Celowo podjąłem studia w Katedrze Filozofii Prawa UJ w Krakowie. Dzięki, a potem wbrew staraniom w/w Katedry, poszukiwałem, jak się okazało później, z sukcesem, odpowiedzi Mistrza Dialektyki, jakim jest Arystoteles na zbiorowe zachowania sadystycznych grup urzędników skarbowych, ulokowanych wspólnie zarówno w administracji podatkowej, jak i w samorządzie doradców podatkowych w stosunku do mojej skromnej osoby.
Natomiast „Dialogi” Seneki Młodszego – Mistrza „Umiaru Wszystkiego we Wszystkim”, w szczególności „O gniewie” oraz „O krótkości życia” podobnie jak „Dialogi” Konfucjusza – „Mistrza Spolegliwości” stały się moją lekturą codzienną, a raczej lekturami wieczornymi co najmniej od 10 lat, kiedy zacząłem czytać dzieła z cyklu „Biblioteka Filozofów”.
Pokonaj samego siebie, a pokonasz świat.
Jeżeli zaczniesz sprzątać swoje wnętrze, duchowe, moralne, zorganizujesz sposób zarobkowania na siebie i najbliższych to zauważysz, że jest jeszcze wiele do zrobienia, zarówno w Twoim życiu, życiu najbliższych, w Twoim środowisku towarzyskim, zawodowym, naukowym, Twoim Kościele, Cerkwi czy Synagodze. Osoba Fundatora, Zarząd, Sympatycy, razem działający w Strukturze Organizacyjnej Fundacji pomagają chętnym w sprzątaniu swojego wnętrza oraz uporządkowaniu swojego miejsca wśród przyrody oraz między ludźmi.
Jeżeli dojrzałeś do prawdy, że wspólnie możesz więcej, wstąp do grona sympatyków naszej Fundacji. Jeżeli chcesz się przekonać o sile arytmetyki społecznej, że dzieląc się wiedzą i doświadczeniem, można mnożyć swoją mądrość i sumować swoje cnoty etyczne, pomniejszając głupotę – zapraszamy. A głupoty wokół dużo, czy jej będzie ubywać, zależy także od Ciebie.
„Gdy głupota z biedą już mnie mają
Robisz małpę i mam w domu cyrk,
W oczach ognie znów się zapalają
I dla ciebie tylko chcę znów żyć.”[13]
Tak śpiewała, całkiem niedawno, w moim wczesnym dzieciństwie (miałem wtedy 14 lat) Krystyna Prońko w balladzie Bogdana Olewicza „Jesteś lekiem na całe zło”.
Głupota z biedą znów (a może wciąż?) nas mają, czyli historia wciąż ta sama, ale nie taka sama.
Choć głupota z biedą znów nas mają, to nie pozwólmy im na to.
Podoba mi się inna ballada – złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn – za łeb trzyma. Jeżeli głupota z biedą nas łapią niczym Kozak Tatarzyna, to bądźmy Tatarzynem i złapmy Kozaka (głupotę z biedą) za łeb.
Wtedy – stan wojenny, czołgi na ulicach, ZOMOWcy wywlekający Polaków z domów po nocach, dlatego nic dziwnego, że całą wolność ludzie skupili w domach, gdzie w proteście przeciw głupocie i biedzie „ludzie robili sami dla siebie z siebie małpy i mieli w domu cyrk”; i nawet wtedy „W oczach ognie znów się zapalają I dla ciebie tylko chcę znów żyć.”
Dzisiaj – wolność, wolność formalna, coraz bardziej obdzierana, wolności prawdziwej – za grosz, wychodźmy jednak z domu, róbmy coś, coś mądrego, coś, co spowoduje, że umierając, wcześniej czy później – umrzemy z szacunkiem dla Siebie, a może nawet ze smutkiem u znajomych, z pragnieniem niesienia tych samych wartości przez młodszych.
Apeluję, niegodzien przywołać, z dalszych czasów – Zawiszę Czarnego i jego potomka kanclerza i hetmana wielkiego koronnego Stanisława Koniecpolskiego, Prymasa Królestwa Polskiego Kanclerza Rektora Akademii Krakowskiej Jana Łaskiego, największego kodyfikatora prawa polskiego, tzw. Statutów Łaskiego, czy poczet rodzinny największych wodzów ówczesnej Europy – hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego oraz hetmana i Króla Jana III Sobieskiego, a choćby z najbliższych czasowo Prymasa Ignacego Krasickiego, twórcę Monachomachii, Naczelnika Tadeusza Kościuszkę, rektora Hugona Kołłątaja czy geologa, geografa i twórcę polskiej spółdzielczości Stanisława Staszica, walczmy z targowiczanami po obu, „fikcyjnych” stronach „rzekomej” barykady, walczmy z obskurantyzmem, ciemnotą, zacofaniem, nietolerancją, ksenofobią, cudzoziemszczyzną, z narodowymi wadami i narodowymi kompleksami…
Popierajmy tradycję, aż po zaranie dziejów Naszych, po pierwszych Słowian na naszych ziemiach, ale nie tych, co sprzedali wiarę Ojców naszych, tolerancję, wolność, własność, przedsiębiorczość, spółdzielczość, solidarność, braterstwo, innowacyjność, naszą przyrodę, powietrze, naszą żywność, nasze rodzime ziołolecznictwo….
Mam nadzieję, że rzeczowe myślenie, owocne dyskusje i mądre działanie sympatyków Fundacji chronić będzie nadwątlone normy obyczajowe, moralne i prawne w Państwie Polskim ustawicznie i powszechnie naruszane przez klasy, grupy i warstwy społeczne dzierżące władzę, majątki i dochody w Narodzie, w szczególności przez kler, polityków (legislatywy), sędziów (judykaturę), prawników (prokuratorów, policjantów, notariuszy, adwokatów, radców prawnych), urzędników (magistratury) tj urzędników skarbowych, samorządowych, emerytalno -rentowych itp., ekonomistów (doradców podatkowych, biegłych rewidentów, biur rachunkowych), lekarzy jak i przez przedsiębiorców.
„Żaden wiatr nie jest dobry dla okrętu,
który nie zna portu swego przeznaczenia.”[14]
Polacy mają się ogólnie za osoby światłe. Przekonani jesteśmy zazwyczaj o sobie, że jesteśmy rodakami z Narodu, który uporał się z analfabetyzmem, komunizmem, spośród nas pochodzi zarazem największy papież i największy filozof wszechczasów, w referendum opowiedzieliśmy się za wstąpieniem do Unii Europejskiej, nasze dzieci mogą, i często mówią płynnie po angielsku, a ludzie prymitywni żyją nie w Polsce, lub za Odrą, lecz tylko za granicą wschodnią.
Wszak człowiek czyli każdy z nas to istota myśląca. Różnie bywało kiedyś, ale współcześnie zauważalny jest paradoks, iż ludzie powszechnie wzdragają się na myśl i uznają za największą obelgę, jeżeli ktoś wypomni im głupotę. Powszechna laicyzacja mas którym wpojona jest jednak persko – egipsko – żydowska (obecnie chrześcijańska) potrzeba ubóstwiania kogokolwiek, najczęściej obok Boga, spowodowała, że w miejsce zdetronizowanego publicznie Boga współcześnie konieczne stało się wprowadzenie innego bóstwa; stał się nim Nauka.
Obecnie, w czasach upadku arystokratycznych rodów europejskich, w czasach powszechnie formalnej demokracji, wszelkie zaszczyty społeczne są formalnie dostępne dla każdego. Mało tego, każdy sposób ich zdobycia, per fas et nefas, moralnie akceptowalny, natomiast zarzut głupoty jest najcięższą obrazą prywatną, albowiem w społeczeństwach które dopuszczają się bałwochwalczego kultu Nauki nazwanie kogoś głupcem może spowodować najgorsze, tj. jego wykluczenie społeczne z kręgu wyznawców Nauki.
Proszę Państwa! Nie bądźmy zatem głupcami!
Ale nie dla jakiejkolwiek korzyści doraźnej, czy zaszczytów wśród wyznawców kolejnego bałwana, lecz dla własnej szczęśliwości.
Zmieniajmy ustawicznie, wszak to procesy, swoje statusy istotowe z istot myślących (łac. cogitantes) na istoty myślące rozumnie (łac. sapienter cogitantes), choć marzę o tym, aby każdy z nas zmienił swój status z człowieka (łac. homo) na człowieka myślącego (łac. homo sapiens), na trwałe.
Ustawiczne kształcenie się i dokształcanie, a zwłaszcza samokształcenie winno być celem każdego człowieka. Stąd najważniejszym celem naszej Fundacji powinien być rozwój własny każdego sympatyka we współpracy z innymi sympatykami Fundacji. Fundacja powinna zatem rozwijać, kształtować, a przynajmniej – nie gasić wiedzy.
Pozostaje nam niezwykle dużo do zrobienia, aby demagogom trochę poprzeszkadzać, wyrwać owieczki i barany z utopijnej idylli i przystosować konsumentów i wyborców do świadomego przeżywania życia.
Nieliczni jednak będą zainteresowani wyjściem z idylli, wszak w raju wszystko jest proste i jasne, niczym w wojsku, korporacji, państwie unijnym czy w innym świecie zinstytucjonalizowanym, czyli w świecie totalitarnym.
Mam nadzieję, że atmosfera tolerancji dla życia, wolności i godności ludzkiej zapanuje wśród sympatyków Fundacji, dzięki czemu podejmować będziemy wszelkie legalne metody zwalczania wszelkich form totalitaryzmu państwowego wobec ludzi czyli przejawów jurydyzacji oraz upaństwawiania czyli niszczenia, ograniczania, niweczenia indywidualnych wartości ludzkich czyli prawdy, wolności, własności, finansów, swobody przemieszczania się ludzi, dzieci, małżeństwa, rodziny, obyczajów, moralności, religii, zgromadzeń, stowarzyszeń, partii politycznych, związków religijnych, narodowych, skierowanych bezpośrednio lub choćby pośrednio, przeciwko tajemnicy małżeńskiej, tajemnicy rodzinnej, tajemnicy korespondencji, tajemnicy finansów, tajemnicy interesów itp. praw do prywatności osobistej i służbowej.
Krzewienie dyskusji nad istotnymi problemami społecznymi przez sympatyków Fundacji sprzyjać powinno opracowywaniu metod i narzędzi zwalczania wszelkich form monopolizacji przez państwo i przez koncerny, krajowe czy zagraniczne, czyli niszczenia, ograniczania, niweczenia demokratycznego, czyli powszechnego, darmowego dostępu do oświaty, do nauki, do urzędów, do wiadomości publicznych, przepływów informacji społecznych, wiedzy publicznej o stanie ziemi, powietrza, wody, żywności.
Fundacja powinna podejmować również dyskusje oraz działania nad podstawowymi problemami powstawania i rozprzestrzeniania się globalizmu realizowanego przez ponadnarodowe organizacje rządowe, parlamentarne oraz ponad rządowe i pozarządowe w celu ochrony przed w/w zjawiskami żywotnych interesów indywidualnych i zbiorowych członków Stowarzyszenia, ich rodzin oraz interesów najszerszych grup społecznych.
Parafrazując tekst Bogdana Olewicza, śpiewany przez Krystynę Prońko,
Bądźmy lekiem na całe zło
I nadzieją na przyszły rok,
Bądźmy gwiazdą w ciemności,
Mistrzem świata w radości.
Alfą, Omegą, hymnem, kolędą
I na koniec:
Nikogo się nie bójmy,
Jak przyjdą do nas to ich zjedzmy!!!
Pozdrawiam serdecznie
Krzysztof Majczyk
Twórca Deklaracji Ideowej Fundacji Arystoteles
Oto ciąg dalszy twórczości fundacyjnej Krzysztofa Majczyka:
[1]Arystoteles, „Analityki Pierwsze i Analityki Wtóre”, PWN, Wwa 2013, tłum. K. Leśniak
[2]Arystoteles, Topiki, O dowodach sofistycznych, PWN, W-wa 1978 r., wyd. I. tłum. K. Leśniak.
[3]Arystoteles, Retoryka dla Aleksandra, PWN, Wwa 2004 r., wyd.I. , tłum. K. Leśniak.
[4]Arystoteles, Metafizyka, PWN, Wwa 2004 r., wyd.I. , tłum. K. Leśniak.
[5]Arystoteles, Topiki, O dowodach Sofistycznych, PWN, W-wa 1978 r., tłum. K. Leśniak, Księga 1. Topiki, rozdział 2. O korzyściach z tego traktatu, s. 5.
[6]W. Kopaliński, Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych, PWN, Wwa, 1998.
[7] Krótka rozprawa między trzemi osobami — Jedyny ocalały egzemplarz pełnego wydania utworu Mikołaja Reja (wydany w Krakowie przez Macieja Szarffenberka w 1543 r., stanowi własność biblioteki hr. Potockich w Krakowie, mieszczącej się niegdyś w domu „pod Baranami”, sygnatura biblioteczna A. 1014) jest uszkodzony.
[8]Konfucjusz, Dialogi, Hachette, Biblioteka Filozofów, Wwa 2008.
[9]F. Bacon, Novum Organum, PWN, W-wa, 1955, tłum. J. Wikarjak.
[10] Lucjusz Anneusz Seneka, (Młodszy), ur. ok. 4 p.n.e.–65 n.e. – rzymski filozof, prawnik, polityk, pisarz i poeta; „Listy Moralne do Lucyliusza” Listy 7, 8.
[11]Arystoteles, Topiki, O dowodach sofistycznych, PWN, W-wa 1978 r., tłum. K. Leśniak.
[12] I. Berlin, Pokrzywione drzewo człowieczeństwa, Red. H. Hardy, tłum. P. Śpiewak, Prószyński i ska, Wwa 2004, wyd. I:, s.14-15 „Zmierzam więc do wniosku, że samo pojęcie ostatecznego rozwiązania [wywodzące się od platońskiej idei najwyższego dobra-przypisek KM] nie tylko nie daje się zastosować w praktyce, ale także – jeśli mam rację, że pewne wartości nieuchronnie ze sobą kolidują- jest logicznie niespójne. Możliwość ostatecznego rozwiązania – nawet gdy zapomnimy, jak straszliwego znaczenia słowa te nabrały w czasach hitleryzmu- okazuje się złudzeniem i to bardzo niebezpiecznym. Jeśli bowiem ktoś naprawdę wierzy, że takie rozwiązanie jest realne, to zapewne żadna cena nie będzie dla niego za wysoka: uczynić ludzkość na zawsze szczęśliwą, sprawiedliwą zgodną i pełna mocy twórczych- jakaż cena byłaby zbyt wygórowana? Z pewnością nie można liczyć jajek, które trzeba rozbić, żeby przyrządzić taki omlet – wierzył w to i Lenin, i Trocki, Mao oraz- z tego co wiem- także Pol Pot. […] Jajka rozbito, rozbijanie ich weszło w zwyczaj, a omletu nie widać.”
[13]Bogdan Olewicz, autor tekstów do takich przebojów Krystyny Prońko jak „Deszcz w Cisnej” i „Modlitwa o miłość prawdziwą” opowiada tę historię tak: „Nie pamiętam dokładnie, ale chyba Marek [Stefankiewicz] pokazał ten utwór Krystynie [Prońko], bo kiedy dotarł do mnie, wiedziałem kto będzie go śpiewał. Zawsze staram się pisać „pod” wykonawcę. Był początek stanu wojennego, piosenka powstaje w określonym momencie naszego życia, naszej historii. Nie jest nam do śmiechu, ani zabawy, stąd fraza ma zdecydowanie mollową tonację. Charakterystyczne dla tamtego czasu było zbieranie się w domach. We własnym towarzystwie, gdzie nie było obawy o inwigilację, gdzie można było podzielić się przeżyciami, przemyśleniami, ale i … alkoholem. Cała relacja ja – świat zewnętrzny obróciła się do wnętrz mieszkań, do nas samych. I o tym jest ta piosenka. Przecież mówi o domowych didaskaliach, dość intymnych rzeczach. Kurtka, siedzenie w wannie, śpiewanie, wszystko dzieje się we wnętrzu domu. To był także czas, że uczucia przyjaźni, wierności, miłości kierowaliśmy tylko do osób, którym ufaliśmy. I to jest druga nuta tej piosenki. Bohaterka mówi, że Go kocha, ale nie wyznaje uczucia w stylu Sipińskiej, tu jest inny język. Bo choć to nie jest idylla, ona śpiewa, że On jest jej nadzieją.”:
źródło: http://www.bibliotekapiosenki.pl/Jestes_lekiem_na_cale_zlo.
[14]Konfucjusz, Dialogi, Hachette, Biblioteka Filozofów, Wwa 2008.